Ignoranci z dyplomami

Co roku uczelnie całego świata opuszcza armia dyplomowanych idiotów. Są wykształceni, ale bezkrytyczni i niezdolni do życia w społeczeństwie obywatelskim.

Nasze życie codzienne obrasta w gąszcz wszelkiego rodzaju skrótów. Nie chciałem powiększać zamieszania, któregoś dnia jednak i ja padłem ofiarą tej zarazliwej i chyba nieuleczalnej choroby, dorzucając od siebie inicjały IPD. Zdarzyło się to podczas dyskusji ze znajomym. Komentowaliśmy żałosne rezultaty badań nad stanem wiedzy uczniów z różnych krajów. Szczególnie niekorzystnie wypadli w nich Hiszpanie. Mojego rozmówcę oburzyło, że nasza młodzież jest coraz gorzej przygotowana. Miał tu na myśli braki w zakresie nauk przyrodniczych, historii, geografii czy literatury. Jakich to profesjonalistów możemy spodziewać się w przyszłości, skoro każde następne pokolenie ma coraz większe luki w wykształceniu?

Podzielając jego niepokój odparłem, że akurat poziom edukacji dzisiejszej młodzieży, skądkolwiek by pochodziła, nie budzi moich obaw. Przerażenie ogarnia mnie za to, gdy widzę wchodzące w życie rzesze ludzi legitymujących się całkiem przyzwoitym wykształceniem, ale kompletnie nieprzystosowanych do życia w społeczeństwie. Godni są oni miana Idiotów Posiadających Dyplomy, co można ująć w równie idiotycznym skrócie IPD.

Używając słowa "idiota" mam na myśli jego grecką etymologię. Zgodnie z nią oznacza ono osobę pozbawioną cnót obywatelskich i niezdolną do rozwijania w sobie cech, jakie powinny charakteryzować każdego mieszkańca państwa. Nieoceniony John Kenneth Galbraith nie krył poczucia własnej słuszności, kiedy pisał, że "wszystkie współczesne demokracje żyją w strachu przed zdobyciem wpływów przez ignorantów". Jestem przekonany, że nie uważał za nich tych, którzy nie wiedzą, gdzie leży Tegucigalpa, bo z takiego punktu widzenia wszyscy jesteśmy na swój sposób ignorantami. Zawsze będzie nam brakować dokładniejszych informacji o różnych fragmentach rzeczywistości, ale do uzupełniania tych braków służą elektroniczne encyklopedie i bazy danych.

Ignoranci, o których pisze Galbraith, a których ja nazywam idiotami, nie tyle wykazują brak wiedzy na poziomie szkolnym, co przede wszystkim nie mają żadnego przygotowania do życia w społeczeństwie obywatelskim. Nie potrafią wyrazić ani uzasadnić swoich potrzeb społecznych, nie rozumieją oczekiwań, wyrażanych jasno przez innych obywateli, czytając tekst lub słuchając przemówienia nie potrafią oddzielić przekazu intelektualnego od demagogicznego bełkotu, nie mają zielonego pojęcia, jakie wartości należy podzielać, a jakim trzeba się sprzeciwiać, i to nawet gwałtownie. Żyją sobie wśród innych ludzi, są beneficjentami demokratycznego ustroju, opływają w dobrobyt dzięki dobrom i usługom wytwarzanym przez społeczeństwo, pozostają przy tym jednak intelektualnymi pasożytami, albo - co gorsza - szkodnikami.

Wstrząsające wrażenie wywarł na mnie billboard, jaki zobaczyłem w Brazylii. Była to reklama pewnej uczelni. Przedstawiała ona ogromne zdjęcie ben Ladena, a podpis głosił: "Osama ben Laden, inżynier". Niżej można było przeczytać: "Łatwo jest kształcić specjalistów, trudniej wychować obywateli". Faktycznie, specjalistyczne przygotowanie zawodowe nie stoi dziś chyba na niższym poziomie niż kiedyś, wręcz przeciwnie. Prawdziwe niebezpieczeństwo polega na tym, że edukacja ogranicza się tylko do niego. Uczelnie nie wypuszczają w świat odpowiedzialnych i tolerancyjnych, a jednocześnie krytycznych członków społeczeństwa. Wydajemy dyplomy ludziom, którym obce jest poczucie solidarności, troszczących się tylko o prawa dla siebie, nie pamiętających za to nigdy o obowiązkach, albo ponurym fanatykom, żywym wcieleniom bezwzględności i demagogii. Brakuje nam za to obywateli. Młodocianym hakerom, z upodobaniem wypuszczającym w świat wirusy, które będą niszczyć pracę nieznanych im ludzi, nie brakuje wiedzy technicznej. Wręcz przeciwnie, mają jej aż zanadto. Ze społecznego i moralnego punktu widzenia są jednak idiotami, nieświadomymi, na czym polega życie w społeczności, gwarantującej swym członkom coraz to większe prawa i swobody.

Do plemienia ignorantów, o którym pisał John Kenneth Galbraith, należą również wszyscy przyklaskujący pomysłom ograniczenia tychże praw i swobód w imię wątpliwego poczucia bezpieczeństwa w Stanach Zjednoczonych czy gdziekolwiek indziej. Nie są oni w niczym lepsi od tych, którzy, uniesieni antyamerykańską histerią, nie są zdolni do - jakże uzasadnionego - politycznego krytycyzmu i dają upust swej niewysłowionej radości na wieść o zbrodniach popełnionych w Nowym Jorku i Waszyngtonie. Problem nie polega na tym, że nie wiedzą oni, co mają w życiu robić, ale na tym, że nie wiedzą, jak żyć. Nie potrafią funkcjonować wśród ludzi wolnych, lecz odpowiedzialnych, krytycznych, ale wystrzegających się obsesji, nie dających posłuchu kapłanom apokaliptycznych przesądów. To prawda, są należycie wykształceni, lecz w gruncie rzeczy pozostają idiotami. Albo zrobimy coś z systemem edukacji, albo będziemy drżeć w strachu przed czekającą nas przyszłością.

Fernando Savater

Urodzony w 1947 roku mówi o sobie, że jest nie tyle filozofem, co nauczycielem filozofii. Więziony w czasach generała Franco, w latach 1971-75 miał zakaz nauczania. W latach 1975-95 mieszkał i pracował w Kraju Basków. Od 1995 roku wykłada na madryckim uniwersytecie Complutense.


więcej...